Ty to zrobiłeś, Bentz. Porwano ją jest uwięziona i być może torturowana tylko i
wyłącznie przez ciebie, przez twoją obsesję, przez ściganie Jennifer. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. – Co... Co to jest? – wykrztusiła Rebecca. – To moja żona – wydusił łamiącym się głosem. – O Boże... Tak mi przykro. – Nerwowo zwilżyła usta językiem, nie odrywając wzroku od fotografii. – Gdzie ona jest? Co się z nią dzieje? To żart, prawda? To taki głupi żart? – Spojrzała mu w oczy i już wiedziała. – O Matko Boska. – Zamrugała powiekami. Miała łzy w oczach. – Gdzie Tony? – zapytał Bentz. – On.. Zaraz... Przepraszam. – Odwróciła się przez ramię i zawołała syna. – Wiesz może, czy przyjrzał się osobie, która to przyniosła? – Wskazał głowa kopertę. – Nie sądzę. – Odchrząknęła, podeszła do drzwi dzielących recepcję od pomieszczeń dla personelu. – Tony! – zawołała ostrzej. – Jest chory, dlatego nie poszedł do szkoły. Jasne. Kilka sekund później pojawił się Tony we własnej osobie, podłączony do iPoda, z którego docierała głośna muzyka. Z rękami w kieszeniach wszedł do pomieszczenia, gdy Bentz chował zdjęcie do koperty. Chłopak, trzeba przyznać, rzeczywiście pociągał nosem. Przeziębienie? Czy efekt kokainy? W tej chwili Bentzowi było to obojętne. Rebecca wyjęła synowi słuchawkę z ucha. – Pan Bentz pyta, czy widziałeś, kto to zostawił? – Nie. – Tony wbił wzrok w podłogę. – Na pewno? Dzieciak wzruszył ramionami. – No. Chyba tak. – Chyba powtórzył Bentz z naciskiem. Może chłopak sobie coś przypomni, cokolwiek, co pozwoli mu uratować żonę. – Coś słyszałem. – Tony odchrząknął. – Jakby uderzenie. Może kiedy to rzuciła? – Nie był pewien. – Ona? – Podchwycił Bentz. – Albo on. – Tony zmarszczył brwi, skupił się, zachowywał się tak, jakby bał się udzielić niewłaściwej odpowiedzi. – Nie wiem. – Ale widziałeś kogoś? – Niedokładnie, ale to był biegacz. – Czy biegaczka? – Serce Bentza zaczęło bić szybciej. Najchętniej wytrząsnąłby odpowiedzi z chłopaka. Tamtej nocy, gdy w Santa Monica skoczył z molo za Jennifer, kamery zarejestrowały biegacza. W noc śmierci Lorraine Newell także widział biegacza. A teraz? – Ona? On? Miał na sobie dres i czapkę. Nie wiem. Mogę już iść? – Nie. – Bentz myślał intensywnie. Dres i czapka w ciepły poranek... to przebranie. Na pewno. Zdawał sobie sprawę, że chwyta się brzytwy, ale chwyciłby się wszystkiego, co tylko doprowadzi go do żony. Z najwyższym trudem zachowywał pozorny spokój, choć wewnątrz się gotował. – Posłuchaj, Tony, chciałbym żebyś pojechał ze mną na posterunek i pogadał z rysownikiem. – O, nie. – Tony kręcił głową, jakby posterunek policji oznaczał czeluście piekielne. – Gliny? Nie ma mowy. – Jeśli trzeba, pojedzie – zapewniła Rebecca. – Nie, mamo. Niczego nie widziałem, naprawdę. Nie wiem nawet, czy przeszła przez ulicę, chyba nawet nie doszła do drzwi. – Nie wiesz. Pokręcił głową. Zagryzł dolną wargę. – Tony zazwyczaj ogląda telewizję albo gra w gry komputerowe, kiedy ma pracować. – Jakby zdała sobie sprawę, że mówi o nieletnim, dodała zaraz: – Płacę mu tygodniówkę, jeśli mnie zastępuje. Bentza nie obchodziło, czy Tony pracuje legalnie czy nie, nie w tej chwili. Choć nadal