popatrzyła na śpiące dziecko. Pochyliła się nad nią i pocałowała
jej włosy. Wdychała zapach, którego źródłem nie była Kelly, to nie było mydło ani szampon, którym umyła jej włosy. To był... toaletowy, męski zapach. Wyprostowała się gwałtownie. - Blackthorne? - wyszeptała. Nie otrzymała odpowiedzi, ale właściwie się jej nie spodziewała. Był z Kelly, gdy dziewczynka spała. To już coś. Najwyraźniej wcale nie jest taki twardy, za jakiego chce uchodzić. Wyszła z pokoju, lecz była zbyt rozbudzona, więc zeszła na dół, żeby zaparzyć sobie herbatę rumiankową. W holu panowała ciemność i tylko odrobina światła odbijała się od lśniących podłóg. Nastawiła wodę. Usłyszała trzaskanie płonącego drewna. Pobiegła do salonu. W kominku płonął ogień. Podeszła wolno. Zatrzymała się przy samym kominku, który rozgrzewał mile jej bose stopy. Wyczuwała, że Richard jest gdzieś za jej plecami. - Dołącz do mnie - zaproponował. Odwróciła się. Siedział w fotelu o wysokim oparciu, na tyle daleko w cieniu, że nie mogła dostrzec jego twarzy. Zawsze wiedział dokładnie, jak pada cień i gdzie usiąść lub stanąć, żeby się w nich ukryć. To ją irytowało. Przesunęła wzrokiem po jego bordowym, jedwabnym szlafroku i spodniach od piżamy. -Dlaczego nie śpisz? -Chyba miałem dziś za mało ruchu - usprawiedliwił się. Podniósł kryształowy kieliszek z winem do ust ukrytych w cieniu. Zalśniło szkło. Zauważyła, że jego prawa dłoń jest gładka, bez blizn. Drugą trzymał przy sobie, poza zasięgiem jej wzroku. -Cóż, sam jesteś sobie winny. Nikt nie mówi, że nie możesz opuścić wieży. -Nie chcę o tym rozmawiać, Lauro. Jeśli chcesz się kłócić, to lepiej sobie idź. A jeśli masz ochotę zostać, to na kredensie stoi wino. Zawahała się. Zastanawiała się, czy to rozsądne. - Boisz się? - zapytał. Jego głos powodował u Laury dziwne stany. Zaśmiała się pod nosem. -Ciebie? Nie, ty tylko warczysz, ale nie gryziesz. -Skąd wiesz? -Bo nie podchodzisz na tyle blisko, żeby móc ugryźć - zażartowała. Niech ona już w końcu usiądzie. Blask ognia przeświecał przez jej czarny, satynowy szlafroczek, dzięki czemu widział zarysy nagiego ciała. Nie był w stanie odwrócić wzroku. Stała przed nim wcielona doskonałość. Nie chciał jej pożądać, ale był tylko mężczyzną nieróżniącym się od innych. Laura była zapierającą dech w piersiach długonogą pięknością z pełnym biustem. I mieszkała tutaj, pod jego dachem. -Usiądź, Lauro - powiedział w końcu, bo nie był już w stanie dłużej na nią patrzeć. -Idę zaparzyć sobie herbatę. Poszła do kuchni, zrobiła herbatę i wróciła. Richard wciąż tam siedział. Nie była zadowolona z tego, że sprawiło jej to aż taką przyjemność. Usiadła na krańcu sofy, blisko ognia. Wzięła kubek w obie dłonie, piła wolno, patrząc w tańczące płomienie. Zmienił pozycję. Wyczuła to bez patrzenia w jego stronę.