czas tak doskonałą?
- Z czego zrobimy oczy, tato? Nie odrywając wzroku od Malindy, Jack wskazał ręką taras. - Idź zobacz, może w grillu są jakieś węgielki. Malinda uniosła rękę do góry i poprawiła wysunięte pasmo włosów. To już było dla Jacka za wiele. Wciągnął głęboko powietrze i wypuścił je wolno JEDNA DLA PIĘCIU 47 przez zaciśnięte zęby. Patrzył na jej piersi napięte pod jedwabną bluzką. Przymknął oczy i zobaczył ją lezącą w swoim łóżku, z piersiami przysłoniętymi tylko odrobiną koronki. Miękkie, okrągłe, perłowobiałe wzgórki. Do całowania, do pieszczenia. Z westchnieniem otworzył oczy i patrzył na to, czego zobaczyć nie mógł, co jedwabna bluzka tak znakomicie ukrywała. - Hej, tato! - Co, synku? - Z poczuciem winy Jack oderwał wzrok od kuszącej figury Malindy. - Czy możemy wziąć dla bałwana twój rybacki kapelusz? - Jasne. Wisi w szafie w pralni. Przez chwilę Jack udawał zainteresowanie bałwanem, po chwili jednak jego wzrok znów powędrował w kierunku okna gabinetu. Malinda znowu pisała. Plecy proste jak trzcina, broda równoległa do ciasno zsuniętych kolan. Ramiona miała opuszczone, więc luźno dopasowana bluzka ukrywała kształt jej piersi. Jack sam nie wiedział, co go bardziej irytuje. Jej nienaganna postawa czy fakt, że nie może już podziwiać krągłości piersi. Co jest z tą kobietą? Nie powinno go obchodzić, że siedzi w domu i tyra, podczas gdy on i chłopcy bawią się na dworze. To jej problem, nie jego. I nie powinno go obchodzić, czy bolą ją plecy, które od rana do wieczora katuje taką postawą. To jej plecy, nie jego. Może i nie powinno, ale jednak... I miał tego dość. Odwrócił się na pięcie i ruszył do domu. - Hej, tato! Dokąd idziesz? - zawołał Mały Jack. - Do domu - odkrzyknął przez ramię. - Pilnuj chłopców. 48 JEDNA DLA PIĘCIU Zatrzymał się dopiero w sypialni. Wyjął z komody stary dres i grube skarpety. Wciąż rozgniewany wpadł do gabinetu i rzucił ubranie na biurko. - Przebieraj się. Wychodzimy na dwór. - Co? - Powiedziałem, przebieraj się - powtórzył i podparł się pod boki, zniechęcając ją do jakichkolwiek protestów. - Idziesz na dwór bawić się z nami na śniegu. - Ale... - Nie ma żadnego ale. Bo inaczej ja cię przebiorę. Malinda zdawała sobie sprawę, że Jack gotów jest