przychodźcie na górę, zabawimy się...
RS 217 Znowu przeszła przez tłum, wyławiając najbardziej niebezpieczne spośród zgromadzonych drapieżników, te najstarsze, najbardziej wytrawne, które wybiorą sobie najlepsze, najświeższe kąski. Wyszeptała starym wilkom do uszu osobiste zaproszenia, weszła na górę i zaczaiła się w pokoju sąsiadującym z tym, którego zapewne zamierzał użyć Władca, gdyż wyglądało podobnie jak to w Transylwanii - wielkie łoże, ozdobna toaletka... Czekała w ciemności, zastanawiając się, ile ma czasu, zanim przybędzie Władca. Kiedy przyszedł pierwszy z gości, nie traciła cennych chwil na udawanie, że go uwodzi, tylko zaatakowała z miejsca. Podobnie jak Henri, rozsypał się w proch. Następny tak samo. I następny. Zjawiła się chichocząca para. Owce. Z gniewem odesłała ich na dół, każąc czekać na swoją kolej. Potem warstwa pyłu na podłodze rosła. Wchodzili, już w korytarzu chełpiąc się, ile ofiar mają na swoim koncie, gdyż chcieli wywrzeć na niej wrażenie. Jessica dziwiła się ich głupocie, która płynęła z ogromnej pychy, gdyż sądzili, że tak silnym wampirom jak oni nic nie może grozić. Oczywiście nie wszyscy przyjdą i nie wszystkich zabije, wielu zostanie, lecz przynajmniej uda jej się nieco zwiększyć swoje szanse. Teraz pytanie, jak powstrzymać Władcę, który niedługo przybędzie i wydostać stąd niewinne ofiary. Wreszcie wyślizgnęła się na korytarz. Wiedziała, że obok komnaty, w której nastąpi uwiedzenie, jak zwykle przygotowano pokój do oglądania tej sceny. I rzeczywiście znalazła elegancki pokój z wielkim weneckim lustrem, kamerą do nagrywania, kanapą. Władca lubił uśmiercać wybraną piękność na oczach widowni, która patrzyła z zafascynowaniem, lubił RS 218 wzbudzać strach ofiary i podziw swoich widzów, gotowych potem wielbić go jeszcze bardziej. Tym razem Jessica zdążyła, gdyż miejsce przy toaletce było jeszcze puste, żadna dziewczyna w białej sukni nie czesała długich włosów. Gdzie on był? Czy już przybył? Nagle z dołu dobiegł przeraźliwy krzyk, a Jessica aż podskoczyła ze zdenerwowania. Czyżby znowu przeliczyła się w swoich kalkulacjach? Rzuciła się ku drzwiom, lecz nagle na jej ramię opadła czyjaś ręka, straszliwie silna ręka o palcach jak ze stali i rozległ się szept: - A teraz umrzesz. RS 219 ROZDZIAŁ CZTERNASTY David czuł się na tyle dobrze, że nie rozumiał, czemu lekarze chcą go dalej trzymać w szpitalu w charakterze chorego. Nie pojmował też, czemu pilnuje go policjant, w dodatku trochę dziwny. Powiesił coś w oknie, a chociaż David starał się nie myśleć, że nowoorleańska policja to banda świrów, nie było to łatwe, ponieważ tym czymś okazały się warkocze czosnku. Facet nazywał się Giovanni Santini i jak na wariata był całkiem miły. David wywnioskował z rozmowy z nim, że to pilnowanie ma coś wspólnego ze zniknięciem jednego ciała z kostnicy. Nie pamiętał dokładnie, co się tam wydarzyło, pamiętał tylko piękną nagą kobietę z fantastycznym biustem. - Wszystko w porządku?